4 czerwca 2015

Ballada.

Moja pierwsza w życiu ballada. Co prawda do Mickiewicza się nie umywa, ale nie jest taka zła.




,,Miłość nie zawsze czyni człowieka szczęśliwym”
Siedziała sama na klifie,
Nogi zwisały bezwładnie,
Jakby bestia miała je pożreć,
Lecz ona bała się w dół spojrzeć.
Wiatr zrywa się delikatnie
Jakby nie chciał zbudzić lamentu,
Poruszając się powoli
Drzewa uginały się pod mocą jego woli.

            Ni stąd ni zowąd
Demon się zjawia…
Twarz wykrzywiona w grymasie sprawia,
Że każdy mógłby podjąć się na jego słowa czekania.
            Ona nie ma nic do stracenia
Być, żyć, umrzeć, zniknąć – to nic nie zmienia!
            Wtem syk się rozszedł
Tak jakby strach biegł w życia maratonie,
Nie bacząc, że konie
Pędzą po torze, który krwią płonie.
            Miła moja – czeka Cię zguba twoja,
Bo kto raz pokocha
Żyć nie zacznie
Taka kara ciąży na mnie właśnie.
            Nie podejmuj tej decyzji
Nie dając rozwadze okazji
Do wtrącenia w miłości zbroję cios
By pożałował los.
Stało się i nie odstanie
Stuletnią ciszę przerwało demona wzywanie.
Wtem zniknął
Przemknął, chowając się
W drżącym cieniu grozy…
            Huk potężny się roznosi
Ktoś potężne góry przenosi.
Deszcz osamotnioną ziemię rosi.
            Widok jego niespodziewany,
Oczy błyszczą w obliczu tajemnicy
Jak szafir tonący pośród nocy.
            Jej serce dostało mocy
By zacząć bić.
Ach, to tak wspaniale żyć
Dla niego być.
Myślała…
            Rozpętała się burza
Tak duża, że pochłonie cały świat
Zrywając wiele czasu łat.
            Obok dziewki zajaśniał ciemny blask
Pochłaniając swym całunem księżyc
Powiedział jej tak:
Nie ta miłość jest pisana
Powiadała mi Goplana.
Odejdź stąd i zapomnij
Nowy rozdział życia rozpocznij!
            Lament w jej sercu powstał z martwych,
Przypominając o przykrych wspomnieniach
Każdych…
            Łzy spływały po jej policzkach
Jak rosa po zieloniutkiej trawie…
Odejść jej kazano,
Ale jak nie powiedziano…
            Woda zaprasza ją delikatnie
Kiwając falami – nie nachalnie
Jednakże zdecydowanie.
Zbliżała się
Jakby trwodze miała czoło stawić
I chciała się życia pozbawić.
            Szła, szła
Aż woda muskała ją po szyi
I tworzyła lekki naszyjnik.
Zimny, ulotny…
            Dążyła do niewidzialnego brzegu
Tonąc w morskiej otchłani.
            Księżyc w pełni
Świecił jasno
Prowadząc jej duszę do ukochanego,
A potem rozbłysło się światło

I zgasło…



----------------------------------------------------------------------------------------Gratuluję, jeśli dotarłaś/eś do końca ;_;Proszę o szczere opinie. 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz